EN

Damocles - Gorący Asfalt

Alfred Broda - 2011-01-21 18:45:19

Witam!

Dzisiaj chciał bym wam przedstawić jedno z moich opowiadań osadzonych w świecie AT-43. Napisałem to opowiadanie w lipcu 2007 roku, więc ma już swoje lata... Mimo że pochodzenie niektórych nazwy może wydawać się nieco niewyjaśnione, mam nadzieję że wam się spodoba. Zapraszam też do zostawiania komentarzy. Życzę miłej lektury!

Damocles - dzieło wielkiej techniki, kraina gryzącego powietrza i wszechobecnej rdzy. 

Nasz posterunek znajdował się na dachu czegoś co wydawało się zapomnianym portem kosmicznym, wśród gigantycznych konstrukcji niewiadomego przeznaczenia. Było to jedno z nielicznych miejsc gdzie nasze statki mogły jeszcze lądować - imperialiści z U.N.A. wysadzili wszystkie lądowiska w promieniu setek kilometrów. Nie było tu nic nadzwyczajnego, sterty pustych kontenerów, nieco przywiezionych z orbity polowych umocnień. 

Na szczycie sterty kontenerów znajdowało się stanowisko zwiadowcze - drużyna komando Dragonov obserwowało sennie pustą okolicę. Na sąsiednim lądowisku towarzysz którego imienia nie pamiętałem, bacznie przeczesywał okolicę czujnikami pilotowanej Zviezdy. Nabierze doświadczenia, zmądrzeje... Panowała ponura cisza, może z wyjątkiem nieco czasem podniesionego głosu któregoś z mechaników grających w karty niedaleko kontenerów oddzielających oba lądowiska. 

Włączyłem czujniki podczerwone mojej maszyny i z nudów zacząłem sprawdzać wszystkie systemy. Zauważyłem jakąś jasną plamę na monitorze - cholera by wzięła tych partaczy, niedawno je sprawdzali... Ku mojemu zdziwieniu plama nieco się powiększyła i przesunęła w stronę środka monitora... 


- Pełna gotowość! Na trzynastej! Mamy towarzystwo towarzysze! 

Na monitorze zarysował się teraz dość wyraźnie liczny oddział piechoty - odruchowo nacisnąłem spust - zbyt późno zrozumiałem że pociskowi z moździerza zabraknie przynajmniej 20 metrów do celu...Usłyszałem świst i inny pocisk moździerzowy uderzył z hukiem w stanowisko zwiadowcze na kontenerze przede mną - chłopcy jakoś się trzymali, choć nieźle musiało ich poharatać... Kilka rakiet uderzyło w pancerz łazika na sąsiednim lądowisku, kątem oka zauważyłem jak mechanicy koło kontenera pochowali się za czym się dało. Chyba usłyszeli moją komendę bo jeden z nich ściskał w ręku granatnik. Mieli szczęście bo kilka sekund później kule świstały tuż nad ich głowami. 

- Piechota, na jedenastej! 

Przełączyłem na częstotliwość dowództwa i w kilku niewybrednych słowach streściłem sytuację, jednocześnie wyprowadzając swoją Zviezdę z za kontenerów odpalając moździerz oraz Gaussa - cały oddział został bezwładnie rozrzucony po płycie lądowiska, lecz nie wystarczyło to by skutecznie ich zniechęcić do wstawania... Duży łazik U.N.A. maszerował w moim kierunku, lecz jego korpus był zwrócony gdzie indziej - chmura gazów wylotowych znaczyła tor lotu rakiet. Mój nieodżałowany skrzydłowy zdążył wypowiedzieć tylko kilka słów na temat uszkodzeń, potem usłyszałem już eksplozję jego łazika, połączoną z wybuchem kolejnego pocisku moździerzowego - niech to szlag, chyba celowali w mechaników... 

Szczęk żelaza za plecami oznajmił mi przybycie jednego z transportowców. Usłyszałem głos pułkownika starającego się zorganizować resztki naszego posterunku. Sytuacja nie wyglądała dobrze, z prawej, między kontenerami, zbliżał się oddział Żelaznych U.N.A., od frontu zauważyłem drużynę na G-Pakach - to nie wróżyło nic dobrego... 

Kolejny pocisk moździerzowy uderzył celnie w oddział Spetsnatzu pułkownika, zmuszając towarzyszy do bliższego niż ktokolwiek by chciał spotkania z płytą lądowiska - nie ma co, technicznie jesteśmy jeszcze nieco do tyłu za tymi parszywymi imperialistami... Kilka metalicznych uderzeń o pancerz mojej maszyny szybko przypomniało mi o pozostałych przy życiu Białych Gwiazdach - przynajmniej pod tym względem nasze maszyny nie mają sobie równych. Ponownie wcisnąłem spusty, rozważnie oddalając się od wrogiego łazika, choć jego pilot wydawał się bardziej zainteresowany Spetsnatzem. Dragonovi korzystali z okazji, ale snajperowi nie udało się znaleźć słabego punktu na pancerzu wrogiej maszyny. 

Żelaźni otworzyli ogień ze swych laserów nim Spetsnatz zdążył wycelować miotacze... Wszyscy wydawali się zaabsorbowani strzelaniem do tego co pozostało z naszej piechoty - wystarczyło jednak kilka rakiet przelatujących niepokojąco blisko mojej Zviezdy bym zarzucił tą myśl. Pułkownik od jakiegoś czasu milczał w interkomie, więc wrzasnąłem na wszelki wypadek do chłopaków by trzymali głowy tak nisko jak tylko się da... 


- Towarzyszu, osłaniam was! - usłyszałem znajomy głos w swoim hełmie. Huk rozdzieranego powietrza towarzyszył dwóm rakietom mknącym w stronę wrogiej Kobry. Jej pilot szybko zmienił kurs by znaleźć się za kontenerem, nieco dalej od naszych pozycji. Myślisz że możesz się schować, draniu? Pomyślałem wciskając spust moździerza po raz n-ty, tym razem mierząc w tą drużynę z G-Pakami. Niespodzianka! Nie zdążyli skoczyć - pocisk rozpryskowy dosięgnął ich szybciej, a seria z Gaussa dodatkowo upewniła mnie że nie stanowili już żadnego zagrożenia dla tych kilku chłopaków którzy jeszcze pozostali przy życiu. Ostra seria z bliźniaczych karabinów złowrogo oznajmiła pojawienie się kolejnego wrogiego łazika... 

- Nie wstawać! Trzymajcie głowy nisko! 

Po prawej stronie Huzar kończył właśnie tratowanie oddziału Żelaznych, bezskutecznie próbujących zniszczyć go przy pomocy swoich laserów. Widziałem też jak trafiła go jedna rakieta Kobry, ale to było za mało by przebić gruby pancerz. Powracając w stronę środka lądowiska towarzysz Nikołaj wystrzelił jeszcze dwa naddźwiękowe pociski w kierunku ukrytej za kontenerem maszyny wroga - jeden wybił solidną dziurę w pancerzu, mało nie urywając jej nogi, niestety pociski wystrzelone z niej w odpowiedzi też musiały poważnie uszkodzić Huzara, który przechylił się na jedną stronę i ze zgrzytem opadł na płytę lądowiska, niedaleko resztek bliźniaczej mi Zviezdy. 

Nikołaj dobrze się spisał - jeden pocisk z moździerza wystarczył by Żelaźni wraz ich dowódcą, musiał chyba być starszym oficerem, przestali mieć znaczenie dla dalszego przebiegu bitwy. Posępnie spoglądając na rozrzucone na ziemi ciała, na zmianę w czerwonych i niebieskich uniformach, wycofałem łazik, osłaniając się serią z Gaussa. Po lewej niestety Ropuch zdążył już zająć się tym co zostało z naszego stanowiska zwiadowczego na kontenerach - dzielnie się trzymaliście towarzysze, nie zapomnimy o was na pewno! 

Z za kontenera, na którym kiedyś było stanowisko Dragonovów, wybiegło ostatnich trzech żołnierzy z oddziału który metodycznie posuwał się w naszym kierunku pod jego osłoną. Nie wiem co oni wtedy myśleli, ale nikomu nie życzył bym tak bezsensownej śmierci, nawet żołnierzom U.N.A. Do diabła! Kiedy wreszcie te zakute łby w ich rządzie zrozumieją że Rewolucji nie da się powstrzymać? Kiedy przyjmą nasze propozycje współpracy zamiast uparcie je odrzucać? Było mi żal tych trzech gdy naciskałem spust... 


- Dowództwo? Teren czysty, przeciwnik wycofuje się na południowy zachód. Dawajcie tu szybko łapiduchów! - teraz muszę już tylko czekać na ekipę medyczną - może ktoś z naszych przeżył to piekło. Nawet wrogi żołnierz wart był ich wysiłku - w końcu wszyscy jesteśmy takimi samymi ludźmi, niezależnie jak uparcie będą zaprzeczać ci na górze...

 

Wieża Strażnicza DGIN
Rosyjski Traktor >
+ Skomentuj to
  • Całkiem spoko
    Rygiel - 2011-02-23 09:45:56
    Też swego czasu coś tam wyklepałem, ale w realiach innych uniwersum :-) Zainspirowałeś mnie nieco. Może też jakieś swoje wypociny zamieszczę na swoim blogu. Kiedyś... ;-)